Niedenthal: polska rewolucja była mało fotogeniczna, więc świat jej nie zapamiętał
Przypominamy materiał archiwalny Onetu z 2019 r.
Siedzimy z Chrisem na plaży w Trójmieście, w chwili przerwy w obchodach rocznicy historycznych polskich wyborów, które miały jedynie dopuścić opozycję do udziału we władzy, a doprowadziły do upadku komunizmu najpierw w naszym kraju, a potem w całej reszcie Europy Wschodniej.
Obydwaj te wydarzenia sprzed 30 lat dokumentowaliśmy – Chris Niedenthal fotografował je dla amerykańskiego tygodnika „Time”, a ja relacjonowałem je jako korespondent brytyjskiej Agencji Reutera.
Chris jest autorem słynnego zdjęcia z dnia wprowadzenia stanu wojennego 13 grudnia 1981 roku, z wojskowym transporterem stojącym przed warszawskim kinem Moskwa, na którym wisi wielki afisz filmu „Czas Apokalipsy”.
Mówi skromnie, że to ujęcie tylko mu się „udało”, ale nie dodaje, że poza kadrem, jakieś 200 m od okna, z którego zrobił to zdjęcie, jest gmach Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, jedno z najbardziej strzeżonych wówczas miejsc w Warszawie, z dziesiątkami tajniaków kręcących się po okolicy.
4 czerwca
– Masz zdjęcie z 4 czwartego czerwca, które byłoby równie symboliczne jak to z 13 grudnia? – pytam.
– Nie mam. 13 grudnia mi się udało – odpowiada szybko. – Wiesz, wybory są bardzo mało fotogeniczne, dla fotografa to jest klęska w gruncie rzeczy, bo co można zrobić, jak ktoś wsadza papierek do urny. To nie są pasjonujące zdjęcia, a tym bardziej nie może z tego wyrosnąć jakaś ikona.
Nie jest jednak tak, że Niedenthal poddał się w dniu tych historycznych wyborów i nie robił żadnych zdjęć. Pytam, czy ma jakieś ulubione.
– Tak, jest jedno, które najbardziej lubię, ale które niestety wymaga objaśnień, bo nie widać, o co tu chodzi. Byłem w takiej małej wsi pod Warszawą, Kąty koło Kozienic i tam na podwórku jakiegoś gospodarstwa zobaczyłem, że na krześle siedzi facet i strzyże go kobieta, prawdopodobnie córka. Kręcę się, jak to fotograf, pytam, czy mogę wejść, oni nie bardzo chcą się zgodzić. W końcu namówiłem ich i sfotografowałem go i on mi wytłumaczył, że to są pierwsze w jego życiu wolne wybory, więc po prostu musi wyglądać elegancko – śmieje się Niedenthal. – To zdjęcie jest fajne samo w sobie, ale jeżeli nie znasz kontekstu, to nie zrozumiesz, o co chodzi. Oddaje jednak nastrój święta, jakim był ten dzień.
Postrzyżyny 4 czerwca 1989
Chris Niedenthal, nasz rodak urodzony i wychowany w Wielkiej Brytanii, mówi nienaganną polszczyzną. Popijając kawę, rozmawiamy o naszych ówczesnych doświadczeniach.
– Zazdrościłem strasznie wszystkim fotografom, którzy mogli tę kampanię wyborczą opowiedzieć jednym kadrem – mówię. – Ja byłem dziennikarzem piszącym i musiałem to mozolnie wystukać na klawiaturze. Przedstawić tych radosnych ludzi na ulicach, plakaty, spontaniczne wiece. Oddanie tej atmosfery słowami było niemożliwe, a jeszcze na dodatek po angielsku, w zwięzłej depeszy agencyjnej. A tymczasem wychodził na ulicę taki Niedenthal, pstryknął i już miał ten obraz, który zastępuje tysiąc słów. I mógł iść do domu.
Chris śmieje się pobłażliwie i potakuje. Ja brnę dalej: – Do tego w każdym artykule musiałem jeszcze dawać background, że w tych wyborach chodzi o te 161 miejsc w Sejmie, o które kandydaci Solidarności mogą się ubiegać. I jeszcze o 100 miejsc w nowo powstałym Senacie.
Pytam, czy spodziewał się takiego wyniku, że Solidarność weźmie wszystkie mandaty przeznaczone dla opozycji w Sejmie i 99 na 100 w Senacie.
Niedenthal zgadza się, że nikomu wtedy nie przyszło do głowy mówić, że te miejsca były automatycznie zarezerwowane dla opozycji. – To łatwo teraz po fakcie mówić. Można było sobie oczywiście pomarzyć, chociaż wtedy w 1989 roku ludzie już mieli tak dosyć tego, co się działo, że żaden myślący człowiek nie głosowałby na to, co było. Więc to się musiało zmienić – mówi. – Ale to było tylko marzenie, bo w komunizmie nie jest tak łatwo coś takiego zrobić. Jednak Polakom się udało. Nie sądziłem, że będzie aż taki wynik.
Dzień po wyborach
Niedenthal zgadza się, że dla wszystkich dziennikarzy sam dzień 4 czerwca był po prostu nudny i że ciekawie zrobiło się dopiero nad ranem 5 czerwca.
– Byłem od rana na placu Konstytucji [w Warszawie], przed kawiarnią Niespodzianka – opowiada. – Tam były te wielkie plansze. Trzeba pamiętać, że wtedy nie było internetu ani dużych monitorów. I tam sfotografowałem, jak taki pan poprawiał na tej planszy wszystkie wyniki. No i tu Solidarność, tu Solidarność, tu Solidarność, właściwie cały ciąg Solidarności na tej planszy był.
Dla mnie ten poranek był równie interesujący, bo rozpocząłem go od sprawdzania wyników wywieszonych na drzwiach komisji wyborczych. Wszędzie kandydaci Solidarności z ogromną przewagą wygrywali swoje pojedynki. Do redakcji dotarłem w euforii i nie byłem w stanie nic napisać.
Chris mówi, że też był rozemocjonowany. Bardziej interesowały go jednak reakcje ludzi. – Fajnie było zobaczyć twarze tych ludzi, bo oni wszyscy byli ogromnie zadowoleni i było widać radość na ich twarzach – mówi. – A poza tym dziś na tych starych zdjęciach widać, jak wtedy wszyscy wyglądaliśmy, jakie włosy nosiliśmy, jakie ubrania. No i ciągle te spory i dyskusje.
– A nie bałeś się, że teraz to już na pewno „Ruscy wejdą”?
– Każdy to miał z tyłu głowy. Oni zresztą nie musieli wchodzić, bo już byli na miejscu w kilku wielkich bazach. Zupełnie wystarczająco, żeby nas utemperować. Zawsze był ten strach, ale to już było po obradach przy okrągłym stole i jeśli przeszły bez przeszkód, to już był znak, że oni nie będą specjalnie ingerować.
– Widziałeś ten strach u ludzi?
– To był cały taki rok, kiedy jeździłem od kraju do kraju i wszędzie było pytanie „wejdą czy nie wejdą?”. Tego całego systemu nie dało się już jednak utrzymać i to musiało pęknąć. Może oni, ci komuniści się organizowali w ten sposób, żeby wybrnąć z tego żywi, zabezpieczali się, bo wiedzieli, że to wszystko musi rypnąć…
Twarze i dżinsy
Niedenthal sfotografował dla „Time’a” właściwie wszystkich liderów ówczesnej Europy. I zrobił też mnóstwo zbliżeń zwykłych przechodniów na ulicy. Pytam go więc, czy od tego czasu twarze ludzi się zmieniły?
– Twarze nie, ale ubiór się zmienił — odpowiada. – Ja to kiedyś nazwałem rewolucją dżinsową, bo wszyscy wtedy chodzili w kurtkach z dżinsu, no i w spodniach, też dżinsach. Te kurtki to była jakaś wszecheuropejska moda. Na wszystkich moich zdjęciach, czy to przy upadającym murze berlińskim, czy na praskiej aksamitnej rewolucji, czy w Polsce, właściwie wszyscy noszą dżinsowe kurtki.
– Miłość do wolnej Ameryki? – pytam.
– Może, może – śmieje się. – Ja patrzę na te moje zdjęcia i wszędzie te kurtki dżinsowe widzę. Niezbyt ładne, ale co zrobić?
1989. Wiosna Ludów
W pamiętnym 1989 roku Niedenthal fotografował początek obrad Okrągłego Stołu, wydarzenia towarzyszące w Moskwie pierestrojce Michaiła Gorbaczowa, plac Tiananmen w Pekinie na dzień przed masakrą demonstrujących tam studentów, wybory 4 czerwca, utworzenie pierwszego niekomunistycznego rządu Tadeusza Mazowieckiego, ucieczkę Niemców z NRD, upadek muru berlińskiego i w końcu aksamitną rewolucję w Pradze.
Jak mówi, z najważniejszych wydarzeń tego roku nie udało mu się sfotografować tylko przecinania drutów kolczastych, kiedy otwierała się granica węgiersko-austriacka.
– Kiedy w Polsce trwały obrady Okrągłego Stołu, ja pracowałem praktycznie na stałe w Moskwie i zajmowałem się Gorbaczowem – mówi. – Zabawne, bo kiedy w Warszawie rozmawiano przy tym stole, to ja fotografowałem w wielkiej fabryce pod Moskwą, gdzie pełną parą szła produkcja pomników Lenina.
Fabryka Leninów w Mytiszczach pod Moskwą
W trakcie obchodów rocznicy czerwcowych wyborów w Europejskim Centrum Solidarności w Gdańsku otwarta została wystawa fotografii Chrisa Niedenthala, które robił w 1989 r.
– Na tej wystawie jest zdjęcie, które zrobiłem podczas wizyty [ówczesnego kanclerza Nieniec Helmuta] Kohla – mówi. – Kohl i Wałęsa śmieją się z jakiegoś żartu i to jest popołudnie 9 listopada i oni nie wiedzą, co za chwilę będzie się działo w Berlinie. Że zaczną rozwalać mur berliński. Tu miałem wyjątkowe szczęście, bo z jakiegoś powodu miałem kilka tygodni wcześniej wykupiony bilet do Berlina na 10 listopada rano. Kupiłem go tak, żeby mieć. I znalazłem się pod tym murem, zanim jeszcze Kohl tam doleciał z Warszawy.
– Stanąłem przy Bramie Brandenburskiej i patrzyłem, jak się bawili w kotka i myszkę, bo raz na murze stawali poważni NRD-owscy żołnierze, a jak oni schodzili, to tłum zaraz właził po jakichś prowizorycznych drabinkach.
Fotogeniczne obalenie muru berlińskiego
– Jak cię słucham, to rozumiem, dlaczego w świadomości świata zostało obalenie muru, a nie te nudne polskie wybory – przerywam wspomnienia Chrisa.
Chwilę się zastanawia i potwierdza: – Tak, Niemcy w tej konkurencji wygrali i choć Polska to wszystko zapoczątkowała, a strajk w Gdańsku 9 lat wcześniej był fantastyczny i efektowny wizualnie, to ta cała przemiana 1989 r. , która w Polsce z tak wielkim trudem się zaczęła, była po prostu niefotogeniczna. Dopiero jak Niemcy „zorganizowali” upadek muru, to już był samograj i to było fantastyczne widowisko. I świat zapamiętał, że koniec komunizmu to zburzenie muru berlińskiego, bo to wydarzenie było dużo bardziej fotogeniczne niż nasze wybory 4 czerwca.