Strzelał do policjantów w Poznaniu. Wyjaśnienia oskarżonego zaskakują. Czego tak się bał?
Krzysztof J. wyciągnął broń i wystrzelił do policjanta podczas zatrzymania na poznańskiej Śródce w maju 2022 r. Ranny funkcjonariusz też wystrzelił. W sądzie w Poznaniu rozpoczął się proces 33-latka. To, jak się tłumaczył przed sądem, jest zaskakujące. Wyjaśnił, czego się przestraszył. Matka oskarżonego rzuciła nowe światło na sprawę. Nie usprawiedliwia syna, ale tłumaczy, czym spowodowany był jego nagły wybuch.
W niedzielę, 8 maja 2022 r. poznańska policja otrzymała zgłoszenie, że w rejonie ronda Śródka mężczyzna uzbrojony w metalową rurkę zaczepia kobiety. Na miejsce wysłano patrol, który wytypował podejrzanego. W okolicy stacji benzynowej dwójka policjantów zatrzymała mężczyznę. Policjantka i jej partner kazali mężczyźnie pokazać, co ma w bagażniku. Krzysztof J. zamiast pokazać, co ma w samochodzie, wyciągnął rewolwer i zaczął strzelać.
Policjant został ranny w rękę i brzuch, ale mimo tego zdołał sięgnąć po broń i zaczął strzelać w kierunku napastnika. Nie chciał zabić, tylko obezwładnić 33-latka. – Policjant strzelił trzy razy. Mierzył w nogi tego mężczyzny – zeznał przed sądem Piotr K. (57 l.), taksówkarz, który był świadkiem zdarzenia. Podczas zatrzymania Krzysztofa J. ranna została również policjantka, która uczestniczyła w interwencji.
– Doznała poparzenia ręki, okolic twarzy i szyi i stłuczenia barku prawego – wyliczała prokurator podczas odczytywania aktu oskarżenia.
Krzysztof J. został oskarżony o usiłowanie zabójstwa funkcjonariuszy, czynną napaść na nich i spowodowanie uszczerbku na zdrowiu oraz posiadanie broni bez zezwolenia. Pistolet, z którego 33-latek strzelał do policjantów, to broń czarnoprochowa.
– Amunicję i broń kupiłem w sklepie internetowym w Czechach. Myślałem, że to jest legalne – tłumaczył w sądzie.
Zapewniał też, że nie miał zamiaru strzelać z niej do ludzi, tylko w razie konieczności obronić się przed zwierzętami. Często wybierał się na samotne spacery, zdarzało mu się nocować w lesie.
Krzysztof J. postrzelił policjanta w brzuch
Policjant, którego postrzelił 33-latek, musiał w szpitalu przejść operację. Wyciągnięto mu z brzucha kulę. Na szczęście funkcjonariuszom nic poważnego się nie stało. Niegroźne były również obrażenia samego napastnika. W samochodzie Krzysztofa J. znaleziono pałkę teleskopową. To o tym przedmiocie mogły mówić osoby, które zgłaszały zaczepianie na rondzie Śródka. Szefowie policjantów uczestniczących w akcji nie mieli wątpliwości, że funkcjonariusze zachowali się prawidłowo. Miejsce, w którym zatrzymywali Krzysztofa J., sąsiaduje z dworcem autobusowym i postojem taksówek. I choć był już późny wieczór, istniało zagrożenie dla postronnych osób.
Nie wie, dlaczego strzelał
Krzysztof J. przed sądem próbował tłumaczyć, dlaczego wyciągnął broń i strzelał do policjantów. – Czytałem w Internecie o nadużyciach policji. Miałem poczucie zagrożenia – mówił. – Straciłem panowanie nad sobą, poczucie zagrożenia zdominowało mi racjonalne myślenie. Wcześniej miałem do czynienia z nadużyciami ze strony policji. Miałem parę lat wcześniej sytuację, w której policja bezpodstawnie mnie zatrzymała, zawiozła na komisariat i dokonała przeszukania mieszkania. Od prawnika wiem, że nie było do tego podstaw prawnych – wyjaśniał przed sądem. Przyznał też, że broń nosił ze sobą na spacery.
Lekarz stwierdził zaburzenia zachowania i agresję
Nieco więcej światła na sprawę rzuciła matka oskarżonego. Przyznała, że od dzieciństwa Krzysztof J. miał problemy psychiczne.
– Do 4 roku życia syn się bardzo ładnie rozwijał, był pogodnym dzieckiem. Jak skończył 4 lata, zaczął mieć problemy emocjonalno-społeczne. Bardzo niechętnie wchodził w interakcje z innymi dziećmi. Zdarzało się, że jakieś dziecko popchnął. Zaniepokoiło mnie jego zachowanie – mówiła w sądzie Janina J. (59 l.), matka oskarżonego.
W końcu poszła z synem do specjalisty. Krzysztof był leczony. Przyjmował leki do 18 roku życia. Później matka nie miała już wpływu na jego leczenie.
– Jak syn skończył 18 lat, to nie mógł być już leczony na oddziale dziecięcym, więc poszłam raz z nim do gabinetu prywatnego. Nie mogłam wejść razem z nim. Syn wyszedł z receptami i zapisał się na kolejną wizytę – opowiadała matka.
Na kolejną wizytę poszedł sam. Gdy wrócił, stwierdził, że jest już wyleczony i leków brać nie musi.
– Psychiatra stwierdził u syna zaburzenia zachowania i agresję. Stwierdzono też u niego padaczkę z sekundowymi utratami świadomości, w czasie których nie wiedział, co robi – dodała.
Matka oskarżonego przyznała też, że syna można było bardzo szybko wyprowadzić z równowagi.
– Całe życie uczyliśmy go, że nie można wyrządzać komuś krzywdy. Uczony był, aby agresję rozładowywać na przedmiotach – zapewniała Janina J.
Krzysztof J. nie chciał się leczyć
Krzysztof J. nie przyznaje się do usiłowania zabójstwa policjantów, choć nie zaprzecza, że strzelał.
– Wiem, co zrobiłem i bardzo tego żałuję, ale nie chciałem zabić tych ludzi. Cieszę się, że nic im się nie stało – zapewniał w sądzie. – Nie mam pojęcia, co chciałem zrobić, strzelając w stronę policjantów. Straciłem kontrolę. Ciało działało niezależnie od woli. Poczucie zagrożenia mnie zdominowało – dodał.